Pilot: Błasik się ze mną zgadzał. Nie można było lecieć do Tbilisi
"Za mało wiedziałem"
- Okazało się, że za mało wiem, co się dzieje w przestrzeni powietrznej i na samym lotnisku, by móc zdecydować się na lot do Tbilisi. Nie mieliśmy zgody dyplomatycznej na lot do Gruzji, nie mieliśmy informacji o sytuacji pogodowej na lotnisku, o jego stanie, o systemach nawigacyjnych - wspomina Pietruczuk. Dodaje, że nad terytorium Gruzji operowały rosyjskie samoloty bojowe. - Z mediów wiedziałem, że pas startowy w Tbilisi nie został bezpośrednio trafiony pociskiem ani bombą - przyznaje major. Jednak - kontynuuje - załoga tupolewa nie wiedziała, czy nie było wybuchu obok pasa. - Pas mógł być zniszczony na bardzo dużym obszarze - podkreśla.
"Protasiuk nie mógł mnie zastąpić"
Pilot mówi, że konsultował się z dowódcą 36. pułku płk. Tomaszem Pietrzakiem. - Poparł moją decyzję, żeby nie ryzykować i nie lecieć do Tbilisi - zapewnia. O swojej odmowie Pietruczuk poinformował Stasiaka. Potem do pilota z prośbą o wykonanie prezydenckiego polecenia dzwonił p.o. dowódcy wojsk lotniczych gen. Krzysztof Załęski. Według relacji Pietruczuka, miał on spytać, czy istnieje możliwość zamiany dowódców załóg. Chodziło o to, czy Arkadiusz Protasiuk - drugi pilot 12 sierpnia 2008, pierwszy pilot 10 kwietnia 2010 r. - mógł przejąć obowiązki Pietruczuka. - Nie było takiej możliwości, wtedy Arek nie był wyszkolonym dowódcą załogi - mówi Grzegorz Pietruczuk. Jego zdaniem, nawet gdyby Protasiuk 12 sierpnia był dowódcą, podjąłby taką samą decyzję - nie lecieć do Tbilisi.
Kaczyński w kabinie
Następnie - kontynuuje relację Pietruczuk - do kabiny pilotów wszedł prezydent. Lech Kaczyński - według słów Pietruczuka - spytał, czy pilot wie, kto jest zwierzchnikiem sił zbrojnych. Po usłyszeniu twierdzącej odpowiedzi, prezydent polecił wykonać lot do Tbilisi. Pietruczuk odmówił. - Pan prezydent przekazał mi, że skoro nie można nic zrobić, mamy lecieć do Gandży - mówi pilot.
"Tchórzostwo zabolało"
Pietruczuk mówi, że przeżywał spór o lotnisko docelowe. - Ale było dla mnie ważne, że koledzy mnie wspierali - zapewnia. 25 sierpnia 2008 r. Karol Karski z PiS w doniesieniu do prokuratury zarzucił Pietruczukowi tchórzostwo i niewykonanie rozkazu. - To "tchórzostwo" zabolało mnie najbardziej. Dla żołnierza to największa obelga. Starałem się wykonywać swoją pracę jak najlepiej - komentuje Pietruczuk.
"Arek tego nie komentował"
"Gazeta Wyborcza" pyta majora, czy - jego zdaniem - "Protasiuk mógł 10 kwietnia myśleć, że jak nie wyląduje, zostanie publicznie nazwany tchórzem". - Nie znam myśli Arka - odpowiada Pietruczuk. - Komentarze pozwolę sobie zostawić dla siebie - ucina Pietruczuk pytany, czy on, Protasiuk i mjr Robert Grzywna (świadek sytuacji w Symferopolu, zginął w Smoleńsku) komentowali wizytę Lecha Kaczyńskiego w kabinie. "Gazeta" pyta też, jak Protasiuk komentował doniesienie Karskiego. - Arek nie skłaniał się do komentarzy na ten temat - podkreśla Pietruczuk.
"Błasik przyznał mi rację"
Major mówi też, że dowódca Sił Powietrznych gen. Andrzej Błasik (zginął w Smoleńsku) był zdania, że 12 sierpnia pilot tupolewa zachował się prawidłowo. - Powiedział, że nie doszukuje się w mojej decyzji działania niezgodnego z regulaminami lotów i że on też stał na stanowisku, żeby nie lecieć do Tbilisi - relacjonuje Grzegorz Pietruczuk.
zew, "Gazeta Wyborcza"